Chyba każde dziecko PRL-u było pod ich urokiem. Wielką przyjemność sprawiało ich oglądanie w sklepach papierniczych, a potem układanie w tym wybranym przyborów szkolnych z pachnącą gumką (również chińską) na czele. Nie widziałam ich od lat!
A jednak istnieją jeszcze. Całą ich kolekcję posiada pani Magda. Wszystkie piórniki pochodzą z lat 70. i 80. Zostały wyprodukowane w Chinach lub w Japonii. Więcej zdjęć znajdziecie TUTAJ.
Mój był ten ze smokami w lewym górnym rogu, Piękne były. A gumki tak pięknie pachniały, że aż chciało się je zjeść.
OdpowiedzUsuńSuper. Zupełnie o nich zapomniałam, choć rzeczywiście każdy je miał. I dbał, żeby zewn. warstwa nie popękała, bo wtedy wychodziła cienka gąbka. Ale sentyment.
OdpowiedzUsuńTak ! Miałam taki .... i tak właśnie wyglądał w środku !
OdpowiedzUsuńMiałam pomarańczowy, wściekle pomarańczowy, albo różowy. Dokładnie nie pamiętam. Co prawda do niedawna był gdzieś w domu, ale go wyrzuciłam. Żałuję bardzo!
OdpowiedzUsuńTak to jest, człowiek wyrzuca różne starocie, bo po co one komu, walają się tylko niepotrzebnie, zagracają szuflady i szafki, a potem człowiek wejdzie na na takiego bloga, albo do muzeum zabawek i potem mu żal. :/
ooo pamiętam te piórniki doskonale! =)
OdpowiedzUsuńmiło powspominać!
Cieszę się, że zdjęcia przywołały Wasze wspomnienia. Moje też:)
OdpowiedzUsuńW tamtych latach przeważnie każde dziecko w wieku szkolnym miało taki piórnik ,były dostępne i cena nie była wysoka.Obrazki na nich były prześliczne ,aż trudno było się zdecydować który zakupić.
OdpowiedzUsuńMiałam taki i to było coś, te pachnące gumki i kolorowe obrazki:)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że tak wiele osób je pamięta. A wiecie, że one pachną do dzisiaj? Wiadomo, chińskie gumki też pachniały, ale niezależnie od gumek uderza mnie taki słodki zapach winylu, kiedy otwieram pudło z piórnikami. Szkoda, że tak mało ich przetrwało i zdobycie kolejnego egzemlarza do kolekcji graniczy z cudem. W Polsce popularne były piórniki produkowane w chinach, ale na całym świecie królowały te japońskie. Dzisiaj można je kupić na japońskim Yahoo za pomocą japońskich agencji pośredniczących w handlu, które oczywiście naliczają okropne marże za usługę, ale czego się nie robi dla pasji kolekcjonerskiej :)
OdpowiedzUsuńDziękuję autorce bloga za opublikowanie tego posta!
Miałam kiedyś taki biały z czarnowłosą dziewczynką i chyba raz wąski, ale już nie pamiętam wzoru. Strasznie szybko się niszczyły. Nawet roku nie wytrzymywały w moim tornistrze. Potem przyszły czasy piórników trochę porządniejszych, miałam taki biały ze Smerfetką na ksieżycu... a potem to już w ogóle zachód i piórniki na suwaki. Okazały się najtrwalsze :)
OdpowiedzUsuńo tych piórnikach dziś rozmawiałyśmy
OdpowiedzUsuńMój był ten pierwszy - z wiewiórkami! Cudo!
OdpowiedzUsuńWłaśnie rozmawiałem z żoną o tych piórnikach, kredkach Panda, chińskich gumkach i strugaczkach z glinki. Dawniej słowo "chiński" było synonimem słowa "markowy" :)
OdpowiedzUsuńBardzo tęsknię, miałam i ze smokami, i z wiewiórkami, i z dziećmi i z rowerkiem, a najbardziej tęsknię za tym z sarenkami. Tak bardzo bym go dziś chciała....żeby można było gdzieś kupić...Wspaniały, wzruszający wpis :)
OdpowiedzUsuńTez lubie na nie patrzec, a jeszcze bardziej je miec, dlatego je kolekcjonuje rowniez i z checią mogę pokazać :)
OdpowiedzUsuńPiękne wspomnienia.
OdpowiedzUsuńMoj byl z wiewiorkami🤗🤗🤗🥰
OdpowiedzUsuńPamiętam że mój był biały ze zwierzętami i go zgubiłam jak byłam w 2 kl Do dziś go nie zapomniałam Na internecie nigdzie nie mogę go znaleźć
OdpowiedzUsuń