Tak pisze o 50-letnim, holenderskim misiu:
Oto miś “Esmeraldus”: kiedyś bezimienny ulubieniec i
wymarzony towarzysz zabaw z czasów dzieciństwa mojego taty, a dzisiaj głównie
ozdoba i symboliczna pamiątka tamtych lat.
Jak widać, miś był bardzo intensywnie używany i brakuje mu
oczu (sama kiedyś dorysowałam mu dwie kropki w miejscach, gdzie powinny się
znajdować) oraz jednego uszka. Oprócz tego ma też bardzo przetarte futerko i
lekko obluzowane kończyny.
Jego dość nietypowe imię otrzymał krótko po naszym pierwszym
spotkaniu: ja, wtedy siedmio- lub ośmioletnia dziewczynka, po prostu nie
umiałam pogodzić się z tym, że miś oprócz prawego uszka i oczu nie ma też
własnego imienia. Zainspirowana filmem “Dzwonnik z Notre Dame” nadałam mu wtedy
najbardziej oryginalne imię, które mi przyszło do głowy. Nadal jednak nie
rozumiem, w jaki sposób pluszowy miś skojarzył mi się z cyganką z filmu Disneya…
...a tak o pozytywce:
Oto choinka-pozytywka, grająca melodie świąteczne; choć
dostałam ją kiedyś na Gwiazdkę, jestem pewna, że jest starsza ode mnie (sądząc
po starych elementach i licznych drobnych uszkodzeniach). Nie jest to właściwie
zabawka, ale zawsze przypomina mi o Świętach, spędzanych w Polsce i z całą
rodziną. Jest to też piękna ozdoba na świąteczny stół.
cudny miś z przeszłością.
OdpowiedzUsuńEsmeraldus brzmi lepiej od Quasimodus ;)
OdpowiedzUsuń